AMI Lipsk


Pierwsza edycja targów AMI odbyła się w Lipsku w 1991 r. Od tego czasu impreza na stałe wpisała się do europejskiego kalendarza motoryzacyjnego. Organizatorzy dokładali starań, by lipska impreza miała swój wyjątkowy charakter. Poza premierami rangi światowej, można było sprawdzić nowe samochodów w jazdach testowych organizowanych przez wystawców.  Jednak ostatnie lata potwierdziły coraz mniejsze zainteresowanie targami AMI. Nie było już wystrzałowych premier, a także kurczyła się lista wystawców. Większość dotychczas uczestniczących w targach AMI producentów uznało ją za imprezę o znaczeniu lokalnym. Ostatnia edycja odbyła się w 2014 r. Niemniej przez okres kilkunastu lat AMI w Lipsku był wspaniałym wydarzeniem w świecie motoryzacji. Potężna hala wystawowa, która rozchodziła się na cztery dodatkowe z ogromnymi parkingami była miejscem spotkań wielu miłośników motoryzacji. Oprócz indywidualnych odwiedzin, wycieczki na te wydarzenie organizowały nawet biura podróży. Hale podzielone na poszczególnych producentów w latach świetności przyciągały tłumy. Wystawcy pokazywali się z najbardziej egzotycznymi bądź limitowanymi modelami. Ci co mieli okazje być tam choć jeden raz z pewnością mają pozytywne wspomnienia. Ci co odwiedzali cyklicznie to wydarzenie, mogli zauważyć w ostatnich latach powolną erozję imprezy, aż do jej końca w 2014 r. Niemniej AMI było wspaniałym przykładem jak powinno wprowadzać się zauważalność poszczególnych modeli. Może ta impreza w przyszłych latach odrodzi się z popiołów i jak Feniks, znowu będzie mekką dla entuzjastów motoryzacji? Te targi to także wiele źródło wiedzy o motoryzacji, którą można było badać organo-leptycznie. Wielkie święto entuzjastów motoryzacji.


 


Ostatni salon motoryzacyjny Lipsku odbył się w 2014 r.


2014



2014

2014



2014



2014



2014

2014



2014



2014



2014

2014



2014



2014



2014


2014



2014



2014



2014


2008



2014



    2008



2009


2012


    2008



2009


2012


    2009

2009


2009


    2009

2009


2009


    2009



2009


2009


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2010



2010


2010


    2010



2010


2010


    2010



2010


2010


    2010



2010


2010


    2010



2010


2010


    2008



2008


2008


    2008



2008


2008


    2008



2008


2008


    2008



2008


2008


    2008



2008


2008


    2008



2008


2008


    2008



2008


2008


    2008



2008


2008


    2014



2014


2014


    2008



2008


2008


    2014



2014


2014


    2014



2014


2014


    2014



2014


2014


    2014



2014


2014


    2014



2014


2014


    2014



2014


2014


    2014



2014


2014


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


    2012



2012


2012


HOCHALPENSTRASSE

NO REFUNDS IN CASE OF BAD WEATHER

Kiedyś wydawało mi się, że wypad na Stelvio Pass będzie tym wyjazdem, który będę wspominać latami. To oczywiście ma związek z motoryzacją oraz faktem, że TopGear w latach swojej świetności przedstawił tą drogę górską, jako jedną z najlepszych. Byłem i okazało się, że trochę mnie rozczarowało to, co tam spotkałem. Nie sama natura, bowiem ona urządziła wyśmienity spektakl, ale otoczenie, czyli zatłoczone drogi, rowerzyści, autobusy oraz cholerni kierowcy Dacii, dla których przędność pokonywania kolejnych zakrętów wynosząca 30 km/h była maksimum. Zatem Stelvio mnie urzekło, ale jednocześnie to co, przedstawiane było w telewizji, nie miało realnego odzwierciedlenia w tym, co tam spotkałem. Okey, nie zaprzeczę, było tam wspaniale, dlatego że to Alpy włoskie z przepięknymi widokami na wiele szczytów i lodowiec. Stelvio Pass bardzo mi się podobało, ale były też elementy, które rujnowały ten piękny obrazek. Jednakże przyszedł czas na kolejne wyzwanie. Kończąc długie włoskie wakacje, powrót musiał odbyć się na linii Hochalpenstrasse-Zell-am-See-Wrocław. Trasa Hochalpenstrasse to droga płatna, ekstra 45 Euro od samochodu i można nią przejechać tylko w określonych porach roku oraz dnia. Minutę po 20:00 na trasę już nie wjedziesz. Prowadzi z jednej strony na punkt widokowy na Grossglockner (gdzie się kończy), a z drugiej przejedzie się nią do Fush i dalej do Bruch an der Grossclokcneer aż do Zell am See. W tym roku trasa kończy 90 lat, z tego tytułu otrzymuje się po zakupie biletu pamiątkową naklejkę (1935-2025 -90 Yahre). Kilka faktów o tej drodze:

 

§     lokalizacja: Austria, Park Narodowy Wysokie Taury

§     długość trasy: ok. 48 km

§     najwyższy punkt:Edelweißspitze – 2.571 m n.p.m.

§     liczba zakrętów: 36 serpentyn

§     punkty początkowe: Bruck (ziemia Salzburska) i Heiligenblut (Karyntia)

§     tunel Hochtor: przecina granicę między ziemią Salzburską, a Karyntią.

Hochalpenstrasse należy do najpiękniejszych tras widokowych w Europie. Te 48 kilometrów warte jest każdego Euro. Oczywiście kluczem w tym wszystkim jest pogoda, bowiem może się tak zdarzyć, że trasę przejedziesz całkowicie w deszcze i nisko ułożonych chmurach. Zatem z widoków nici. My akurat mieliśmy częściowo farta, bowiem w przeważającej części pobytu był i deszcz i niskie chmury, ale też pojawiło się w idealnym monnecie okienko pogodowe, w sam raz na zrobienie zdjęć. Zdjęć, których cyknąłem ponad 770. Jednakże przed wjazdem na tą drogę warto zatrzymać się w Winklern pod adresem: 9841 Winklen 202, tam jest KOSTBAR, miejsce, w które bardzo polecam. Dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak „potężnym” posiłkiem, jeśli chodzi o jego wielkość oraz zastrzyk energii. Po uzupełnieniu kalorii kierujemy się już w objęcia Wysokich Taurów wraz z całym ich inwentarzem. Generalnie to już bez znaczenia pogoda, bowiem nawet w najbardziej chorej wizji snu wariata w zakresie załamania pogodowego, warto tam pojechać. 36 zakrętów zdecydowanie szerszych w konstrukcji niż na wyżej wspomnianym Stelvio Pass, co powodowało, że prawie 5 metrowym samochodem pokonywałem je na raz, a nie na dwa razy, jak we Włoszech. Konstrukcja trasy wymaga jednego – sprawnych hamulców w aucie. I o ile podczas wdrapywania się nie zdajesz sobie z tego faktu sprawy, to podczas zjazdu, w stronę już Zell am See zaczyna się naprawdę jazda, bo najpierw wnosisz się na wysokość ponad 2,5 k metrów, a później zjeżdżasz do poziomu zerowego. Mogę to określić w ten sposób, że pomimo nowych hamulców przednich i tylnych (wymiana przed wyjazdem) już na parkingu w Zell am See poczułem charakterystyczny zapach, co oznaczało, że układ hamulcowy mocno oberwał. W zasadzie jestem wychowany na górskich trasach, gdzie robiłem prawko wiek temu i wiem, o co kaman w temacie, ale i tak używając hamulca tylko w ostateczności, to całość układu była bardzo obciążona. Brembo dały radę. Co do pierwszej części trasy, to te niecałe 50 kilometrów jest wspaniałą przygodą dla osób, które uwielbiają góry oraz dla tych, którzy uwielbiają jeździć po krętych drogach. A jeśli masz w samochodzie manetki do zmiany biegów, czujesz się jak młody bóg. Wysokie Taury w okienku pogodowym odwdzięczą się wspaniałymi i doniosłymi widokami na ośnieżone ostre szczyty. W sumie na tym odcinku możesz się ich doliczyć trzydzieści. Trasa mnie  pochłonęła, aż tak, że miałem ochotę zostać tam na cały tydzień, ale niestety grafik nie pozwalał na takie ekstremalne rozwiązanie i sądzę, że zarządca trasy też nie byłby zadowolony. Na bilecie wjazdowym na Hochalpenstrasse widnieje informacja: no freunds in case of bad wather, co doskonale oddaje ducha tamtej aury pogodowej. Zdecydowanie jest to najlepsza droga górska jaką miałem okazję przejechać. Zdecydowanie więcej uniesień, ahuuch i ohuh niż na Stelvio. Zdecydowanie więcej szczytów oraz piękniejszy krajobraz niż oferuje Stelvio. A także lepsze podłoże i szersze łuki. Trasa w skali 5 punktowej otrzymuje szóstkę! Droga kończy się kilkupoziomowym parkingiem, z tarasem widokowym na Grossglockner, który jest najwyższym szczytem w Austrii. Wysokość to 3798 m n.p.m. z lodowcem Pasterze u podnóża szczytu, który  jest największym lodowcem w Austrii. I to jest view to a kill! Z drugiej strony tarasu widokowego, wejście na strome zbocze, na którym żyją świstaki. Co ciekawe, niektóre bardzo przyzwyczajone do ludzi, proszące o jakąś przekąskę. Powrót okazał się jeszcze bardziej zaskakujący, bo, po przekroczeniu tunelu Hochtor, wjeżdża się w krainę jeszcze większych zachwytów, szeroka przestrzeń z widokami na kolejne dwu, trzy tysiączniki wprawia momentami w osłupienie. Po 15 minutach szczyty o wysokości Rys, przestają cię w ogóle interesować. Nie zwracasz już uwagi na te pagórki, bowiem jest zbyt wiele wyższych szczytów, którymi się zachwycasz. Zupełnie tak samo jest z wodospadami, które w wielu przypadkach zaczynają się prawie u szczytu góry, a jest i tak dużo i mimo że są tak spektakularne, to po 15 minutach tylko odnotowujesz kolejny i kolejny, już bez wcześniejszej euforii. W kilku miejscach postojowych znajdują się stacje do naładowania samochodu elektrycznego. Zatem wyprawa na tą trasą sportowym elektrykiem odbędzie się bez obaw o zasięg. A przyniesie jeszcze więcej radości, bowiem sportowe elektryki mają od razu do zaoferowania górę Nm pod prawą stopą.  Grossglockner, ale przede wszystkim Hochalpenstrasse to jedno z najlepszych miejsc w Alpach. To nie tylko cudowne widoki, przy oknie pogodowym, ale również bardzo dobrej jakości droga, która, mimo że nie znalazła się w odcinkach TopGear, jest bardziej wymagająca niż zjazd ze Stelvio. Może i nie przypomina serpentyn włoskiej tasiemki, ale jej zakręty są bardziej angażujące zarówno dla kierowcy, jak i jego samochodu. Mam ochotę tam wrócić, z pewnością będę tak konstruował wyjazdy wakacyjne, aby ponownie odwiedzić zarówno KOSTBAR, jak i Hochalpenstrasse. 

 

Sierpień 2025 r.

 

Bartosz Jagodziński

 

V8Speed

kontakt

tel. +48 693 396 623

v8_speed@wp.pl

@V8S1Speed

facebook.com/V8S1Speed